To była ostatnia rzecz, jaką Thomas i Amanda Stansel chcieliby usłyszeć. Ale prowadzący ich specjalista w leczeniu niepłodności oznajmił im to bez owijania w bawełnę. Zdecydujcie się na usunięcie niektórych płodów albo stracicie je wszystkie – powiedział przyszłym rodzicom.
Od ponad roku państwo Stansel polegali na doktorze George’u Grunertcie, jednym z najbardziej rozchwytywanych specjalistów w zakresie leczenia bezpłodności w Houston, dążąc do spłodzenia zdrowego dziecka. Specjalista stosował powszechną procedurę określaną jako inseminacja domaciczna, która polegała na wstrzyknięciu plemników do macicy Amandy po stymulacji hormonalnej.
Ale coś poszło źle. W kwietniu badanie USG ujawniło, że Amanda ma w łonie nie jeden, ale szóstkę płodów, a Grunert polecił im tzw. wybiórcza redukcję, która polega na eliminacji niektórych płodów.
Stanselowie nie posłuchali rady lekarza i od tamtej pory ich rodzina przeżyła już bardzo bolesne doświadczenia: śmierć trójki dzieci po ich przedwczesnym przyjściu na świat 4 sierpnia. Po ponad dwóch miesiącach, pozostała trójka ich dzieci ciągle przebywa na intensywnej terapii noworodków, a ich przyszłość jest niepewna. Jedna z dziewczynek, Ashlyn, jest bliska śmierci.
– Czuję jakbyśmy wytworzyli więzi z nimi wszystkimi, w tak krótkim czasie, gdy z nami były – mówi Thomas Stansel. – Mogliśmy potrzymać je na rękach zanim odeszły na zawsze.
Gdy w styczniu w Kalifornii narodziły się ośmioraczki odpowiedzialnością za duże ciąże mnogie obarczano technikę zapłodnienia in vitro, która polega na zapładnianiu komórek jajowych plemnikami na szalce laboratoryjnej, a następnie wprowadzaniu ich do macicy, by się tam zagnieździły.
Ale to procedura, z której skorzystali Stanselowie jest w rzeczywistości główną przyczyną pojawiania się czworaczków, pięcioraczków i sześcioraczków – czyli ciąż mnogich, które stanowią największe zagrożenie zarówno dla matki, jak i dla dzieci. Inseminację domaciczną, mimo że jest mniej wydajna niż zapłodnienie in vitro, stosuje się co najmniej dwukrotnie częściej, ponieważ jest mniej inwazyjna, tańsza i większe są szanse, że jej koszty zostaną pokryte z ubezpieczenia.
czyt.całość ONET